Rozkminy tego człowieka wjeżdżają mi na psychikę. W niesamowity sposób potrafi ująć w słowa to co mi się kłębi w głowie od wielu lat. Ludzie jako biologiczne kukiełki, które padają bez życia, gdy zabraknie sznurków. Realizacja w ostatnich chwilach życia, że wszystko - wspomnienia, marzenia, miłość, było tylko malutkim snem odgrywanym w naszych głowach. Mizantropia, nienawiść do ludzkości i społeczeństwa, religii. Przekonanie, że samoświadomość ludzka jest największą tragedią, jaka go spotkała. Siedzę oniemiały, oglądam i spijam z ekranu wszystkie jego słowa. Z każdą sekundą jestem coraz bardziej zafascynowany i jednocześnie przeraźliwie smutny.
10/10 popadłbym w depresję z tym serialem jeszcze raz.
Jak widać jest nas wielu, jednak jesteśmy tak niefortunnie rozrzucenie po tej naszej pięknej krainie :)
Jeżeli jakimś cudem nie znacie to polecam zatem poczytać Lovecrafta i Ligottiego, twórcy serialu czerpią z nich garściami. Sam od wielu lat jestem oddanym fanem Samotnika z Providence. Twórczość Ligottiego przyszła trochę później ale moim obaj panowie warci są każdej chwili poświęconej im uwagi ;). Z Ligottim nawet jakiś proces mieli więc coś jest na rzeczy.
Równie dużo czerpią z "Króla w żółci" Roberta Chambersa. Przy okazji książka ryje beret ostro. Trudno bylo zasnać po niej przez kilka dni, po tym co się tam przeczytalo, ale bez spoilerów :) Bałem się sam o siebie z wiadomych powodow, jeżeli ktoś czytał to wie o czym mówię :)
Owszem, owszem. "Król w żółci" to również bardzo dobra pozycja ;). Pozostaje tylko liczyć, że kolejne sezony TD utrzymają klimat. Albo że twórcy filmowi się ogarną i zaczną znów dostrzegać, że ludzi można hmm... może nie tyle przestraszyć, a w ciekawy sposób zaintrygować czymś innym niż wyłącznie jakimiś tworzonymi komputerowo "potworami" i hektolitrami krwi. Odrodzenie się kina grozy, pełnego nihilizmu i tajemniczości to było by coś.
"Król w żółci" to część jakiejś sagi, czy osobna historia? Albo inaczej - warto przeczytać wcześniej coś innego od tego autora, aby lepiej czuć klimat tej książki?
Zamierzam właśnie zakupić kilka książek i pomyślałem, że zrobię od razu większy zakup.
Hmm... Polskie wydanie (wydawnictwo C&T) nie wydawało opowiadań Chambersa jako sagi. "Król w żółci" to zbiór opowiadań odnoszący się do tej tajemniczej postaci. I chyba nic innego na polskim rynku nie ma dostępnego od Chambersa. Sam osobiście "Króla" czytałem po Lovecrafcie i Ligottim :). Najlepiej polecam kupić sobie wszystkich trzech autorów bowiem Lovecraft w pewnym stopniu inspirował się Chambersem (oczywiście, to co stworzył przewyższa Chambersa o głowę ale przyznawał się do sympatii do jego dzieł) a Ligotti nimi oboma. Przy czym ten ostatni jest zdecydowanie najcięższy, najbardziej depresyjny. Co kto lubi, ot co :)
Możesz coś więcej napisać na temat tej książki? Na lubimyczytac wiele osób ocenia ją dość nisko, chciałbym zatem wiedzieć, co sprawiło, że na Tobie te opowiadania zrobiły tak wielkie wrażenie.
Ksiażka ma wiele nawiazań do lovecrafta. Ponadto w ksiazce uzyto ciekawego zabiegu, w kazdym opowiadaniu jego bohater czyta ksiazke pod tym samym tytułem co Ty, czyli "król w żółci". No i spotyka go wiele przykrych zdarzeń, przez co odnosisz wrazenie, że to dotyczy lub może spotkać także Ciebie :)
Z tym nawiązywaniem to chyba jest na odwrót, bo słyszałem, że to Lovecraft wzorował się na twórczości Chambersa pisząc swoje opowiadania ;) Lubię prozę Samotnika z Providence, ale raczej za świetny klimat tych opowiadań niż straszność jako taką. Jakbyś miał pod tym względem porównać prozę obydwu panów, to jak to wygląda? "Króla w żółci” i tak zamierzam kupić, ale chciałbym już teraz wiedzieć, czego się dokładnie spodziewać.
Tutaj masz również świetny klimat i budowanie napiecia. Szczerze mówiąc, to czytajac ta ksiazke to miałem gęsią skórkę :P
A ktore dzielo Ligottiego polecasz? Troche tego napisal i nie wiem za co sie najpierw zabrac
Polecam sobie przeczytać ostatnio wydany w Polsce zbiór najlepszych opowiadań Ligottiego - Teatro Grottesco. Nie wiem czy link tu zadziała ale coś takiego ;) http://lubimyczytac.pl/ksiazka/239114/teatro-grottesco. Jeżeli lubisz ten specyficzny "radosny" nihilizm to jest to kawał dobrej literatury :)
Link jednak nie działa z tego co widze ale łatwo znaleźć. Anyway, ta pozycja wydaje mi się najlepsza do rozpoczęcia, przekład bardzo dobry (niestety oryginałów nie czytałem więc nie stwierdzę czy wierny ale z pewnością bardzo hmm... plastyczny). A jak się spodoba to potem można buszować po różnych innych zbiorach i antologiach w poszukiwaniu jego utworów :D.
Przecież końcowa scena i monolog Rusty'ego właśnie do tego nawiązuje - to jego doświadczenie na granicy życia i śmierci, kontaktu z nieżyjącymi bliskimi, którzy na niego czekają.
Scena końcowa na parkingu jest tak głupia i niepotrzebna że aż chce się rzygać. Pieer4dolonysynonim poproszę pseudo happy end na potrzeby religijnych szaleńców
a kiedy odetna Ci prad to dalej masz swiatlo w domu? a kiedy zamkniesz oczy to dalej widzisz? co to za belkot. gdzie jakies argumenty popierajace taka koncepcje? slowa sa tanie.
ludzie bliscy smierci widza i czuja rozne dziwne rzeczy co jest calkowicie normalne kiedy mozg przestaje funkcjonowac poprawnie albo doznaje szoku. najglupsze bylo w tej scenie to, ze Rust sam dal sie na to zlapac chociaz wczesniej sam to przeciec tlumaczyl i doswiadczal kiedy mial zwidy przez prochy i stres pourazowy po zwolnieniu z psychiatryka.
Ejże! o czym Wy piszecie? Przecież on wcale nie jest taki jednoznaczny. Co innego mówi, co innego robi. Przecież tych złych nie oszczędza, wręcz karze ich bez litości. A z drugiej strony poświęca kawał życia dla śledztwa który każdy wokół niego już dawno wykreślił z listy zadań, To ma być mizantropia? Ma spory szacunek do kumpla. Rozumie jego "lędźwiowe" postrzeganie świata bo rozumie że ludzie są różni i mają różne ograniczenia. Mimo to chroni go i współpracuje tuszując ciemne sprawki i ceni jego niezwykłą wrażliwość na krzywdę innych.
Ja dostrzegam wartość filmu właśnie w tej niejednoznaczności. Gada smutno ale działa tak że dla tego świata i jego naprawy gotów jest nawet zginąć.
kuce nie zrozumio. Religia taka zła, nihilizm dobry, a Nietzsche super, chociaż nie czytałem. ten serial ma jednak o wiele więcej do zaoferowania niż takie proste szufladki. mam olbrzymie oczekiwania co do drugiego sezonu.
Co ma bycie kucem do religii? Ta partia ma poglądy konserwatywne, większość wyborców to chrześcijanie, a ateiści nie szkalują kościoła. Można się przyczepić do wielu rzeczy w osobie Korwina, ale nie do mówienia "religia jest zła", bo to nie jego pogląd.
Kuc to stan umysłu, a nie poglądy polityczne (takowych kuce nota bene nie posiadają).
To może wyjaśnisz mi co oznacza stan umysłu kuca? Bo na pewno nie krytykowanie religii i wyznawanie nihilizmu.
Stan umysłu Kuca to permanentna masturbacja do postaci Krula, pozbawiona jakiejkolwiek refleksyjności oraz uznawanie Ozjasza za stwórcę wszystkiego i osobę nieomylną.
To ma być odpowiedź na moje pytanie? W którym miejscu ta pseudo definicja ma coś wspólnego z nihilizmem? Jest raczej jej zaprzeczeniem. Gołym okiem widać, że autor poprzedniego komentarza (Narek) wziął słowo kuc, bo akurat tak mu się podobało i chyba sam nie ma zielonego pojęcia dlaczego. O ile mi wiadomo ideologia Korwina-Mikke, jak i jego wyborców nie ma nic wspólnego z nihilizmem. Brak jakiegokolwiek sensu w mieszaniu polityki do zawartości serialu. A sprawy polityczne zostawmy do dyskusji na innych forach niż filmweb.
Właśnie, poza tym jego ostatnie zdanie w serialu to "światło wygrywa". Z początku muszę przyznać, że zniechęciło mnie to jego gadanie, bo właśnie odniosłam wrażenie, że Rust będzie stereotypwym mizantropem, na szczęście się myliłam :)
I Relaj ma rację. Muszę przyznać, że śmieszą mnie komentujący. Niektórzy nawet doszukują się tu antynatalizmu, mimo, że Rust miał przecież dziecko - roftl. Oglądając serial nie odczułam wcale, aby jego postać była jakaś wielce negatywistyczna, ale oceniam go całościowo - po czynach również, nie tylko po słowach. Co by nie mówić to jednak stał po stronie sprawiedliwości i widział w tym sens. Zresztą ten negatywizm Rusta wynikał z powodów czysto emocjonalnych - bólu po stracie dziecka i żony z którym nie mógł sobie poradzić. Paradoksalnie więc może właśnie było mu łatwiej poradzić sobie z tym bólem, przyjmując postawę nihilisty negującego wiele rzeczy (bo jednak gdyby negował wszystko i w niczym nie widział sensu to strzeliłby samobója).
Właśnie, mało kto dostrzega motywy Rusta w to co wierzy. To jak 'ateista', który tak naprawdę wierzy w boga, ale go nienawidzi za coś(Kevin Sorbo z God is Dead). Rust nie wierzy w to co mówi, bo doszedł do tego poprzez studiowanie filozofii i obserwację życia. Prawdziwy pesymista nadal byłby pesymistą, gdyby dać mu miliony, sławę, co tylko by chciał - bo taka jego filozofia. Rust po prostu cierpiał z utraty córki i gdyby ktoś mu ją zwrócił to całkowicie odmieniłaby mu się jego filozofia życia
jak ateista moze wierzyc w boga skoro z definicji w niego nie wierzy? to albo ktos jest ateista albo nie jest. troche wiecej logiki a mnie bredzenia dla samego bredzenia.
i co Cie tu smieszy? przeciez Rust przed i po stracie dziecka to dwie zupelnie inne osoby. nie ma to jak wyciac 90% serialu aby podciagnac reszte pod jakis absurdalny argument i nasrac na logike.
Właśnie trzeba tą postać oceniać całościowo, bo nie jest ona prosta. W sumie można spojrzeć na cały film jako na wewnętrzną walkę bohatera ze złem. Zło i cierpienie spycha go w mrok nihilizmu i permanentną depresję. Ostatnia scena pokazuje, że bohaterowi udało się wygrać tą walkę. Bardzo wzruszające.
On nie jest wcale nihilistą. Mówi "jeśli czynisz dobro ze strachu przed piekłem to jesteś gównem" czyli uznaje wartości wyższe, i to, że trzeba im służyć.
Byłem strasznie pozytywnie zaskoczony, bo obawiałem się typowego filmu o gliniarzach, a tu takie trafne obserwacje, komicznie kontrowane przez Marty'ego. Świetnie była pokazana jego hipokryzja w scenach kiedy wyjeżdżał z tekstami typu "rodzina jest dobra, bo tworzy granice", tylko po to żeby te granice za chwilę złamać z jakąś chętną panienką. Super duet bohaterów oparty na kontraście, genialna rzecz świetnie wykonana, wielka rzadkość.
Prawda. Jego monologi wbijają w fotel, ziemię, ścianę, wszystko. Miażdżą wnętrzności. Genialnie napisana rola i świetnie zagrana.
Tak, ten serial wbił mnie na kilka dni w depresję i czuję, że jesli nie obejrzę go jeszcze raz to wejde w jeszcze głebszą. Siedzę oniemiały i myślę o każdym słowie Rusta..
zwykły koleś z problemami każdy byłby taki gdyby stracił dziecko,był po rozwodzie i w dodatku pracował jako pies:D
bez zachwytu nad tą postacią bo takich kolesi jest tysiące ale i tak rola lepsza niż tego ochlaptusa Harrelsona.
Serial świetny, idealne połączenie "Se7en" i "Texas Killing Fields" w jednym.Czekam na 2 sezon nawet pomimo obecności Farrella ( Vaughn tylko to uratuje raczej).
a lemingow pokroju jego partnego masz miliardy przy tych tysiacach Rustow skoro juz chcasz. no faktycznie zwykly koles z problemami jakich pelno :)
Nie wkręcajcie się w ten bełkot za bardzo dziewczyny i chłopaki :)
Życie i świat jest jaki jest.
Można siąść na tyłku i biadolić, wykorzystując nasze nic nieznaczące mgnienie istnienia, w tym bezdusznym i obojętnym świecie, nad autodestrukcję, użalanie się nad sobą i innymi.
Można jednak wykorzystać to inaczej.
Można cieszyć się niesamowitym narzędziem, które dziwnym trafem, wpadło nam w ręce - samoświadomością i używać go, aby poznawać, doświadczać, czerpać przyjemność z obcowania z tą przedziwną, otaczającą nas zewsząd rzeczywistością (i nam podobnymi małpoludami).
Mówiąc po chłopsku:
Masz rower? Gwiazdolot to nie jest, nie pośmigasz wzdłuż Drogi Mlecznej, ale kurczę... Jakby tak pomyśleć, to można go do sporej ilości fajnych rzeczy wykorzystać.
Można też usiąść na tyłku, patrzyć w niebo i wzdychać nad swą niedolą.
Nie wiem która postawa jest bardziej bliska 'prawdy obiektywnej'. Wiem, która postawa da Ci więcej z życia :)